Jak co roku w Walentynki organizujemy sobie jakąś podróż. Nie przepadam za tym dniem i nie obchodzimy go z A. jakoś spektakularnie, ot, po prostu traktujemy go jako okazję, pretekst do krótkiej podróży. A że podróże uwielbiamy, a zwłaszcza te krótkie, które pozwalają oderwać się od obowiązków i stresu, a jednocześnie nie zaburzają naszego rytmu pracy czy nauki, tym razem wybraliśmy się na dwa dni do Londynu. Zdjęć jest garstka, w podróży zazwyczaj nie patrzę na świat przez obiektyw aparatu, a staram się chłonąć atmosferę miejsc i zapisać w pamięci więcej, niż na kliszy. Mimo to sporadycznie chwytałam za Zenita i celowałam w to, co mnie zainteresowało. I tak powstała krótka relacja z Miasta Mgły (ta nazwa przyszła mi do głowy, kiedy obejrzałam efekty moich działań z aparatem analogowym). Choć może to mniej poetycki niż mgła... smog.